Śmieci Zrównoważonego Rozwoju

W trakcie realizacji zajęć projektowych prowadzonych na okcydentalistyce w ramach przedmiotu praktykowanie humanistyki w semestrze zimowym 2022/2023 przyglądaliśmy się z etycznego i estetycznego punktu widzenia kwestii śmieci. Podjęliśmy próbę zbadania zagadnienia z różnych stron i odpowiedzenia na pytanie, czym w ogóle są śmieci.

2

Śmieciem jest (1) zniszczona lub zużyta rzecz przeznaczona do wyrzucenia, (2) wyrzucona już rzecz, (3) jak również rzecz bez wartości. Z definicji śmieć jest więc czymś, czego chcemy się pozbyć albo co jest bezwartościowe. Ale nie wynika z tego, że to, co wyrzucamy, znika. Współczesna globalna akumulacja śmieci skłania nas nie tylko do ponownego przemyślenia statusu śmieci we współczesnym świecie, ich ponownego wykorzystywania, ale również do nadawania takim rzeczom nowych wartości. Stąd nasze zainteresowanie recyklingiem i upcyklingiem. Przeanalizowaliśmy więc zarówno reportaże zdające sprawę ze stanu zaśmiecenia i zanieczyszczenia świata, wczytaliśmy się w Cele Zrównoważonego Rozwoju 2030 przyjęte w 2015 roku przez wszystkie 193 państwa członkowskie ONZ, przestudiowaliśmy nowy podręcznik „Unnecessary – Useful & Aesthetic” wydany przez Ośrodek Sztuki Miejskiej Strefy Kultury w Łodzi, a przygotowany przez Demontage- und Recycling-Zentrum z Wiednia[1]. Oglądaliśmy również i analizowaliśmy prace plastyczne, których autorzy – artyści i rzemieślnicy – podejmowali próbę takiego przetworzenia niechcianych, starych i zużytych obiektów, by przedstawić je w nowym świetle. 
Naszemu projektowi wspólnie nadaliśmy nieco prowokacyjną nazwę: „Śmieci Zrównoważonego Rozwoju”. Chcieliśmy w ten sposób nie tylko sprowokować do zadania pytania o skuteczność praktyk recyklingowych i upcyclingowych, ale również pokazać, że śmieci nie są czymś, co wyrzucamy „na stałe”. Projekt prawdziwie zrównoważonego rozwoju musi uwzględniać śmieci jako część naszego codziennego życia, na które – być może dzięki powrotowi do dziecięcego, czyli świeżego spojrzenia – musimy zacząć patrzeć inaczej.

W celu zrozumienia tej nowej optyki i wczucia się w nią, 28 października udaliśmy się do Galerii Punkt Odbioru Sztuki (ul. Krzemieniecka 2A) na finisaż wystawy Maksyma Ostrowskiego[2] pt. „Miasto • Śmieci • Dzieci”. Poszliśmy tam nie tylko po to, by zobaczyć zaskakujące prace, ale również, porozmawiać z artystą. Poniżej zamieszczamy transkrypcję rosmowy. Życzymy przyjemnej lektury!

1

 

Spójrzmy na śmieci jak dzieci. Wywiad z autorem wystawy "Miasto • Śmieci • Dzieci"

Ziemowit Malinowski: Jesteśmy dzisiaj w galerii Punkt Odbioru Sztuki – oddziale Miejskiej Strefy Kultury na finisażu pańskiej wystawy [Maksyma Ostrowskiego]  „Miasto • Śmieci • Dzieci”. Proponuję, abyśmy zaczęli rozmowę od pytania o jedno ze słów znajdujących się w tytule wystawy. Ponieważ w ramach zajęć ostatnio zajmowaliśmy się śmieciami, chciałbym zapytać, czemu akurat śmieci? Skąd Pana zainteresowanie lub motywacja połączeniem tych trzech słów? Jak można określić temat wystawy?

Maksym Ostrowski: Idea tej całości, zarówno ekspozycji jak i nazwy, wzięła się stąd, że dostałem propozycję zorganizowania wystawy właśnie tutaj w galerii. Wystawa ta była zaplanowana jako część konferencji Aesthetic Energy of the City 5  skupionej na tematyce recyklingu i włączającej projekt finansowany z programu ERASMUS+[3]. Jako że nie miałem ochoty podejść do sprawy tak typowo-sztampowo i szukać możliwości wytworzenia obiektów użytkowych, zacząłem szukać czegoś zupełnie innego, stosując wcześniej zużyte przedmioty. W ten sposób wróciły do mnie wspomnienia z dzieciństwa: zabaw, gier i wyjazdów do koleżanki, która mieszkała – a konkretniej jej babcia tam mieszkała – w takim małym, przytulnym uzdrowisku. We wspomnieniach wróciłem również do wizyt w najciekawszym dla nas wtedy miejscu – w altanie śmietnikowej właśnie. Tuż za altaną gromadzone były różne odpady wielkogabarytowe, przede wszystkim meble, którym, dzięki zabawom wyobraźnią, nadawaliśmy zupełnie nowe znaczenia. Były dla nas [te przedmioty] czymś niezmiernie fascynującym, czymś co pobudzało wyobraźnię i pozwalało budować jakby nowe światy. Dlatego właśnie te śmieci – bo były to rzeczy, które już były zasadniczo [przeznaczone] do utylizacji, a my – jako dzieciaki – szukaliśmy właśnie czegoś zupełnie nowego w nich: były dla nas bardzo interesujące i po prostu bardzo pobudzały wyobraźnię. Dlatego dzieci, dlatego śmieci i dlatego to miasto. To był nowy świat. A że skupiam się [pracę twórczą i badawczą, zob. biogram] wokół tematyki miejskiej, to widzę też, że były to także takie nasze małe miasta: bo to nie były tylko domy, to było coś więcej.

ZM: Rozumiem, że to wszystko łączy się z Pana dzieciństwem i tym, co lokalne. Słyszałem, że bardzo interesuje się Pan stolicą Albanii – Tiraną. 

MO: Tak.

ZM: Łódź, Kiszyniów, Tirana. Jak energia tych miast rezonuje z Panem? Jak reaguje Pan na szarość miast? Czy ma to jakiś związek z czymś nostalgicznym, a może dynamicznym? Może odczuwa Pan jakieś inne emocje związane z miastem?

MO: Każde z tych miast jest zupełnie inne, ale w każdym z nich znajduję jakieś punkty wspólne. Jednym z nich jest dla mnie nostalgia, którą w nich odczuwam, a także… nazwijmy to materią zniszczenia, destrukcji. Każde z tych miast wymaga renowacji pewnych przestrzeni; jednocześnie te przestrzenie, które są jeszcze przed jakąkolwiek rewitalizacją, wydają mi się wysoce interesujące. Są bardziej interesujące od tych przestrzeni ogólnie uważanych za najciekawsze czy najpiękniejsze. 
Łódź dla mnie ma w sobie najwięcej nostalgii; pamiętam jeszcze z czasów przedszkolnych, że czasem jeździliśmy z rodzicami w góry. Przejeżdżaliśmy wtedy przez Łódź, która robiła na mnie ogromne wrażenie swoimi wielkimi, wysokimi i szarymi kamienicami. Dodajmy do tego mglistą atmosferę. Większość mówiła: „Boże, Łódź tragedia…”, a ja na to: „Pięknie… ja chcę tu być, ja chcę tu żyć!”. Tak się też stało – przez kilka lat tu mieszkałem. 
Tirana pojawiła się zupełnie przypadkiem. Jakoś w okolicach lat gimnazjalnych wyjechałem na obóz młodzieżowy, właśnie do Albanii. Tak się złożyło, że biuro splajtowało i zostaliśmy sami bez opieki. Większość grupy wybrała alkohol, a ja stwierdziłem, że będę jeździł stopem. W ten sposób dojechałem do Tirany. Oczarowała mnie. Spotkałem dużo miłych ludzi, wielu z nich mi pomogło. Wracam cały czas w te miejsca. Pobudzają mnie. Tirana jest naładowana jakąś taką przedziwną mocą; myślę, że to też potęguje działanie koloru. Zrealizowano tam projekt Ediego Ramy[4], który jest obecnie premierem, wcześniej był prezydentem (merem) samej Tirany.
Nie mieli [władze miasta] pieniędzy na rewitalizację, a ta była konieczna, więc stwierdzili, że jeżeli mają to zrobić względnie małym kosztem, to po prostu wypuszczą masę koloru do miasta… bardzo duża część budynków jest dziś pomalowana w murale, które najczęściej pełnią funkcję niekoniecznie estetyczną; nie wiążą się z nimi jakieś większe znaczenia; to są po prostu ciekawe wzory, kształty, czy to geometryczne, czy organiczne. Ich kolor bucha rzeczywiście z każdego zakamarka. Obecnie, z każdym rokiem, miasto jest coraz ładniejsze. Pieniądze się znajdują, więc rewitalizuje się również obszary w inny sposób. Niemniej jednak kolory tamtych murali pozostały, nawet w punktach takich jak Pazari i Ri (Nowy Bazar) [5]: piękne, przeszklone miejsce, nawiązujące do gór widocznych w tle. Dookoła cały rynek jest też pomalowany w jaskrawe kolory i jest to bardzo pobudzające, energetyczne.
Kiszyniów ma więcej wspólnego z Łodzią, jeśli chodzi o tę materię nostalgii, natomiast architektonicznie [miasta te] są absolutnie inne. Dotyczy to także kwestii urbanistycznej: mimo, że malutka część centrum jest wzorowana na planie amerykańskim , to w Kiszynowie sytuacja wygląda tak, że obecne centrum umiejscowione jest kawałek dalej niż miało to miejsce przed wojną. Centrum w czasie wojny zostało zniszczone. Przez to, schodząc z głównej ulicy, czujemy się trochę tak, jakbyśmy byli na wsi. Wokół możemy zaobserwować pełno parterowych domków bez żadnej dodatkowej kondygnacji – domków z ogrodami i sadami. Wzbudza to ciekawe emocje, natomiast jest tam mało miejsko, [jest tam niewiele] takiej tradycyjnej definicji miejskości. Można powiedzieć, że miejskość zaczyna się dziać dopiero na przedmieściach. Są tam ogromne osiedla pobudowane za czasów komunistycznych. Tam jest też więcej życia. Podsumowując, Kiszyniów składa się z: głównej ulicy, potem sporej części miasta, która jest wyciszona i dopiero dalej to życie zaczyna rzeczywiście intensywnie kwitnąć. A jaka byłaby jedna emocja związana tylko z tym miastem? Trudno powiedzieć, ale mimo wszystko, mimo często widzianej tam radości, sporo widzę smutku. 

ZM: W ramach naszych zajęć przygotowujemy projekt zatytułowany „Śmieci Zrównoważonego Rozwoju”; interesuje nas związek śmieci i sztuki, która komentuje otaczającą nas – czasem zaśmieconą – rzeczywistość. Porusza Pan kwestię wyobraźni dziecięcej, upcyclingu… Czy myśli Pan, że edukacja artystyczna dzieci oraz dawanie im przestrzeni na swobodną ekspresję, rozwijanie wyobraźni, będą miały wpływ na przyszły świat?

MO: Tak. Możemy pozwalać dzieciom na odkrywanie, nie ograniczać ich. Może w ten sposób, nie ograniczać, lecz pobudzać.

ZM: Tak, pobudzać. Nie zabijać bodźców, które są naturalnie w nich, po prostu.

MO: Kiedy dzieci mają możliwość swobodnego odkrywania i definiowania na własną rękę świata, w którym żyją, jednocześnie mając świadomość – chociaż szczątkową – jak ten świat jest zbudowany, jak różne przedmioty mogą być przetwarzane, to też może wpłynąć – i na pewno będzie wpływało! – na przyszłość. Doświadczenia z dzieciństwa cały czas w jakiś sposób w nas rezonują. Mając otwartą głową będąc dzieckiem, ta głowa nie zamknie się – miejmy nadzieję – aż tak bardzo w przyszłości, co z pewnością wpłynie na kształt podejmowanych przez nich decyzji, a co za tym idzie – na społeczeństwo, w którym żyją.

ZM: Trafiłem na artykuł o Panu w „Kalejdoskopie[6]”. Była w nim wzmianka o tym, że jest Pan zafascynowany Starym Polesiem. Dlaczego o to pytam? Mieszkam w Łodzi od roku, właśnie na Starym Polesiu, na Stefana Żeromskiego; początkowo piorunujące było dla mnie doświadczenie mieszkania tam. To zupełnie inna rzeczywistość… Pochodzę z miejsca, gdzie górują domy, a nie kamienice. W jaki sposób Stare Polesie zafascynowało Pana? Jestem ciekawy, czy rezonuje to z moim odczuciem. Czy czujemy podobnie?

MO: Trudno powiedzieć. Stare Polesie też wygląda z każdą chwilą coraz lepiej. Bardzo dużo się zmieniło od czasów, kiedy ja przyszedłem tu na studia i kiedy zobaczyłem to, jak wygląda Lipowa. Ten Obszar jest w coraz większym stopniu zagospodarowany. 
Myślę, że w pewnym sensie poraża, ale i też fascynuje, pewna autentyczność tego miejsca. Ono, mam wrażenie, niczego nie udaje. To taki prawdziwy obraz przestrzeni i ludzi, którzy tam żyją. Bardziej wręcz porywa mnie ten obszar niż splendor spływający z Piotrkowskiej. Tutaj, przechodząc z Mielczarskiego, często czuć zapach zmieszanej uryny, gotujących się ziemniaków i różnych innych zapachów, które tworzą jakiś kosmiczny i niezbyt apetyczny miks. Mimo wszystko, można poczuć się tam dobrze – kiedy się spojrzy na ludzi, którzy siedzą w bramie, na stołkach, rozmawiają, piją piwo, palą papierosy; coś się dzieje i to jest super. Nie lubię miejsc, które się silą na coś, czym nie są – a dla mnie właśnie Stare Polesie jest taką chyba najbardziej autentyczną dzielnicą czy obszarem.

ZM: Na Pańskiej wystawie zauważyłem bardzo interesującą pracę. Można ją chyba też zatytułować „Koncert we dwóch”. Spojrzałem na nią i powiedziałem: „Tak! Godzina dwunasta, wracam do mieszkania i słyszę tych panów, wydzierających się na całą ulicę, rzucających mięsem albo/i flaszkami”.
[śmiech]

ZM: Jeśli Pan pozwoli, chętnie przykleję czerwoną kropkę[7] do tej pracy.

MO: Jasne!

ZM: Dziękuję Panu bardzo za możliwość rozmowy.

MO: To ja bardzo dziękuję!

Rozmowę z artystą przeprowadził Ziemowit Malinowski
spisał Damian Żejmo
zredagowali Damian Żejmo i Bartosz Pokorski

1 1
1 1


Galeria zdjęć z finisażu dostępna jest również w poście MSKOS

 


[1] W ramach projektu Erasmus+ Programme 2014-2020 Key Action 2: Strategic Partnership Projects AGREEMENT NUMBER: 2019–1-PL01–KA204–065092.

[2] Maksym Ostrowski (ur. 1995) – artysta sztuk wizualnych, za główne medium uznający malarstwo, uprawia też rysunek oraz tworzy projekty intermedialne; absolwent edukacji artystycznej w zakresie sztuk plastycznych w specjalności technik teatralnych, filmowych i telewizyjnych Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi; uczestnik wielu międzynarodowych konferencji i plenerów w Polsce, Niemczech czy Albanii. Do zrealizowanych przez niego projektów należą m.in. #ChisinauKeepSmiling (Mołdawia, Kiszyniów) czy „Wpływ walorów estetycznych, artystycznych, kulturowych i społecznych miasta na jakość życia mieszkańców. Badanie związków na przykładzie Łodzi i Tirany” (realizowany w ramach stypendium Marszałka Województwa Łódzkiego”. Prace artysty znajdują się m.in. w zbiorach Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie, Galerii Sztuki w Korczy w Albanii i kolekcjach prywatnych, głównie w Polsce i Czarnogórze. W swoich pracach porusza tematykę miejską, akcentując fascynację architekturą czy scenografią.

[3] Erasmus+ Programme 2014-2020 Key Action 2: Strategic Partnership Projects AGREEMENT NUMBER: 2019–1-PL01–KA204–065092. Unnecesary – useful and aesthetic. Creative approach to recycling 2020-2022

[4] Projekt o nazwie Dammi i Colori był oparty na przemalowaniu szarych bloków z ery komunistycznej przy pomocy jasnych i wyraźnych kolorów.

[5] Rewitalizacja Pazari i Ri została ukończona w marcu 2017 roku i pochłonęła 5,5 milionów dolarów.

[6] A. Talaga-Nowacka, Esencja Miasta [recenzja], https://www.e-kalejdoskop.pl/sztuka-a216/esencja-miasta-recenzja-r4501  [dostęp 28.11.2022].

[7] Wszystkie obiekty, które trafiły na wystawę, pochodziły z odzysku lub z domowych zapasów pozostałych po wcześniej zrealizowanych projektach. Uczestnicy finisażu mogli oznaczyć, przyklejając czerwone kropki, ulubione prace. Przedmioty dostały drugie (czy nawet trzecie) życie także dzięki temu, że po zakończeniu wystawy, można było zabrać obiekty ze sobą do domu.